KRZYWY PEJZAŻ

ilustracja wektorowa

Czarno-biała grafika wektorowa wykonana na podstawie mojego oryginalnego rysunku.

ŚWIATŁO

abstrakcja w malarstwie
Lubię obnażać nowe płótno!
Zdzieram przezroczystą, obcisłą sukienkę, rozrywając wpół i odchodzę…..
Siadam z daleka, gapiąc się w znienawidzoną biel…. czekam.
Odchodzę znów, proszę o widzenie, rozśliniam w mózgu i siadam znów, łypiąc podejrzliwie okiem: Czy już?
Nie.
Ono też czeka.
Czekało trzy dni.
Spełniło obietnicę, gdy łapczywie się dziś do niego dobrałam.
Bardzo szybko przestało istnieć – dziewicze.
Teraz cię uwielbiam – rozchlapane! Jeszcze mokre… ale już potężne wyobrażeniem!

Obraz akrylowy na płótnie, rozciągnięty na drewnianej ramie.
Rozmiar: 80 x 60 cm.

Samotność tworzenia

Sztuka, być może, jest najpełniejszym wyrazem samotności człowieka.
Całe swoje niedowierzanie w kondycję ludzkiej świadomości zawiera w tworzenie światów lepszych. W tworzenie ułudnej doskonałości, za którą się podświadomie tęskni.
Odosobnienie, które jest tworzone w myślach, odbija się echem od zastanego świata.
Każda kreska, każda plama zawsze nosi w sobie tęsknotę poznania kolejnego zmysłu odczuwania.
Bo jak inaczej wyjaśnić emocje, o które Cię pytają?
Niektórzy twierdzą, że każde drgnienie serca można wytłumaczyć konkretnym wzorem chemicznym, bądź fizyczną własnością materii, a jednak Ty nie wiesz, dlaczego malujesz w pomarańczach i błękitach, ale wiesz, że właśnie wtedy dokładnie je odczuwałaś.
To prawda – nie chcę tak ułożonej rzeczywistości, jaką widzę.
Poukładanie musi drżeć z radosnej możliwości przetwarzania, a wszystkie żądze, skrywane przed światem powinny wytrysnąć z nadzieją zrozumienia lśnienia.
Ponieważ są kolorem.
Dlatego, że każda linia potrafi być melancholijnie smutna albo radośnie jaśnieć słońcem o poranku..
Ponieważ każda plama toczona jest myślą. Jest objawieniem lub butnym odrzuceniem.
…A laseczki i brzuszki literek rozmywają się kształtem barwy.
Uwielbiam samotność tworzenia!

stworzona by tworzyć

Ste-fan zahaczył…

ste-fan-800

– – –

Ste-fan zahaczył pętelką o jakąś marynarę zaklętą w kąciku świata szafy. Należała do jednej z eleganckich żabiorek, dekorowanych muślinami. A tiule gałęziły się, ozdobnie plątając międzynóżki obrzmiałe zielenią. Poślinione liście zawęziły pole widzenia Ste-fana, stąd jego gafa niezrozumiała.
Niezrozumienie dobiegało zewsząd cichym pluskiem. Mogło się pojawić znienacka, ale wypływało małymi kałużami zdarzeń, kiedy bajka spała. Ste-fan lubił bajki. Łaskotały jego wyobraźnie, spływając strumyczkiem w delikatne podbrzusze. Fałdki, zwieńczone obłym rożkiem z dwóch końców, układały się piętrząco, gdy bajki właziły w ich oślizłe jestestwo….
Szperały. Właziły, łaskotały, szukały zgubionych okruchów zaprzeszłych dni. Myślami będąc daleko – oswajały kolejne byty jednym rozciągnięciem fałdki.
Jakże one – z taką łatwością i rozbryzgiem skojarzeń wyświechtanych – potrafiły dotrzeć do sedna.
I wywołać drgania rozkoszy podrażnionych zmysłów.
( Z cyklu: Fobikowe Bajki. )

Ilustracja do mojej książki: Fobikowe Bajki

Fobik poplamił ręce krwią

ilustracja do Fobikowych Bajek

– – –

Fobik poplamił ręce krwią. Jego palce były blade, pokryte pleśnią zmiękczonego światła. Fobik maczał w tym palce. Wiem o tym!
Przecież to on wyjechał z tekstem o żyrandolu z błonkoskrzydłymi ramionami. I Myziaste musiały wtedy, spłoszone, wpleść mu we włosy wspomnienia… on je drapnął, myśląc, że znikną… i wtedy w palce Fobika wtrysnęła krew.
A ramiona błonczaste kołysały się z wdziękiem spłoszonego zwierzątka.
Fobik wcale się nie bał ich kłujących igiełek… tylko to światło go przerażało – wsiąkające w głąb, przenikające na wskroś i rozbłyskujące od środka. Wiedział, że strach nie przyjdzie ot-tak, przed spuszczone oczy, bo firanki gęsto oblepiały strukturę chropowatej ściany.
Ból nienazwanej samotności ogarniał jego obłą łepetynkę na granicy nocy i dnia… kiedy kształty zataczały się pijanymi zwidami, myląc wyobraźnię z szafą pełną nieużywanych ubrań.
( z cyklu: Fobikowe Bajki )

Ilustracja do mojej książki: Fobikowe Bajki

Jest już inne słońce

ilustracja książkowa

– – –

Fobik zjechał w dół, zdzierając sukienkę z fioletowych ud.
Nawet nie potrafił się ześliznąć, nie – on musiał upaść.
W pióra i na dno.
Widziałam wiele ześlizgnięć. Wszystkie zakładały , że jest jakaś górka, która nie może być
zdobyta… z jakiś powodów. Wszystkie działały w dół i w wilgoć. Z podniesionym wzrokiem na latające stwory.
Jest już inne słońce. Zagląda do przestrzeni zamkniętych szerzej i bardziej pretensjonalnie… wdziera się nawet. Nie pyta o zgodę emisji. Jest.
( z cyklu: Fobikowe Bajki )

Ilustracja do mojej książki: Fobikowe Bajki