Czas przebiegły naszego żywota doprowadza często do pewnego punktu, który obarcza świadome jednostki sporą dawką niezrozumienia człowieczego jestestwa. Stosunkowo proste pytania o sens życia przestają wystarczać. Pojawiają się pytania o sens tworzenia kultury, która zakłamuje naturalną rzeczywistość, czyniąc jednostkę wybitnie podatną na tzw. zło.
Interesy określonych zbiorów ludzkich i / lub pojedynczych osobników, wyłaniające się z potrzeby gromadzenia określonych dóbr oraz korzyści natury niematerialnej, pozwalają dojść do głosu stwierdzeniom, że wartościujące pojęcia „dobra” i „zła” są pojęciami naznaczonymi zbyt dużą dawką relatywizmu, aby były traktowane poważnie. Idealizm moralnego wydźwięku obu słów stał się synonimem rozdarcia ludzkiej kondycji psychicznej. Natomiast miara zakłamania człowieka jest wyznacznikiem …przystosowania do umiejętności funkcjonowania w obrębie konkretnej kultury ludzkiej.
Owo rozdarcie widać bardzo wyraźnie w sztuce. Twórczość bowiem jest często poszukiwaniem własnej tożsamości kulturowej oraz własnej miary człowieczeństwa w ciągłym zadawaniu pytań i udzielaniu na nie odpowiedzi. Większość z tych pytań jednak zostaje zawieszonych w próżni… Szukanie rozwiązań jest z góry skazane na niepowodzenie. Imperatyw „moralny” bowiem jest tutaj często tak samo silny, jak …nieprawdziwy.
Emocje związane bezpośrednio z poszukiwaniami nadają specyficzny motyw każdej zaangażowanej twórczości. A dodatkowe warianty ludzkiej egzystencji, przeplatające się w przedziwną arabeskę zdarzeń, mają bardzo wyraźny wpływ na każdą kreację.
Pewne wartości, mianowane przez wielkich kreatorów kulturowych mas, nazwane jako ponadczasowe i ponadegzystencjalne – z samego założenia skreślają już człowieczeństwo jako takie. Bo jakże inaczej pojmować boską doskonałość, nieskalane istnienie, świętość, dążenie do raju, jako absolutu szczęścia… itp? Są to pojęcia, które niweczą w całości naturalny ludzki proces poznawczy, a samego człowieka stawiają zawsze w pozycji przegranej i poddanej.
A człowiek przecież jet piękny w swojej ułomności, dlatego, że jest prawdziwy.
Gdy pozwoli mu się szukać i pytać bez ograniczeń, da mu się szansę odkryć wartości dla niego najistotniejsze, bez zbędnego balastu doskonałości, który to mu wtłaczają na siłę wydumani moralizatorzy w podstawy zachowań, by uczynić go odpowiedzialnym właśnie za wszelką niedoskonałość, jako negację ludzkiej egzystencji.
Doskonałość / ideał jest pustką. Jest bielą i jałowością istnienia.
Koło ( kula ), kwadrat ( sześcian ) są doskonałymi, czystymi kształtami. …Jednocześnie tak bardzo nudnymi, że po chwilowym zadziwieniu w bezlitosnym poszukiwaniu załomka normalności w ułomności, natychmiast ma się zamiar odwrócić wzrok.
W doskonałych proporcjach nie ma życia. Brakuje tutaj natchnienia wyobraźni, brakuje fali, wyobcowania, szaleństwa, kreacji, zmyślności pomysłu i wolnego tchnienia. Brakuje człowieczeństwa. W doskonałości wszystko jest akuratne i skończone. Nie ma możliwości dopowiedzenia, nie ma kontynuacji drogi, błędnej decyzji, zbrużdżonej kreski.
Jest tylko jedna prosta, bez skazy.
Ludzkie ego natomiast domaga się szukania, odkrywania i błądzenia. Domaga się nieskrępowanej drogi poznania. Wtedy właśnie ma szansę wznieść się na wyżyny wartości, które go usatysfakcjonują. I wtedy właśnie – idąc – może poznać miarę własnego naturalnego humanizmu.
Dla mnie sensem człowieczeństwa jest droga poznania i dzielenie się cudem odkrywania.
Chcę wam przedstawić dwóch artystów, którzy urzekli mnie swoimi pytaniami. …Tym całym bezsensownym obezwładniającym człowieczym chaosem: Hieronymus Bosch i Francisco Goya.
H. Bosch żył na przełomie XV i XVI wieku w ówczesnych Niderlandach. F. Goya natomiast żył na przełomie wieków XVIII i XIX w Hiszpanii.
Obaj mężczyźni swoim malarstwem ukazali m.in. bardzo dokładnie bezeceństwo służby dla wyimaginowanej doskonałości, która prowadzi li tylko ku zniewoleniu i upodleniu jednostki.
Obaj żyli na tyle długo, aby w pełni zobaczyć, jak wiele krzywd może wyrządzić jedno istnienie drugiemu, gdy zdoła mu ono wbić do głowy sztuczną i oszukańczą dążność do przyporządkowanego ideału w imię wydumanych wyobrażeń ludzi ustanawiających prawa dla własnych celów.
Zakamuflowane rojenia symboliczne Boscha ukazane w jego najlepszych dziełach ( Szarlatan, Wóz z sianem, Ogród ziemskich rozkoszy, Wizje Sądu Ostatecznego, Kuszenie św. Antoniego ) ukazują mi z jednej strony ogrom ludzkich potępień z wymyślnych powodów, dyktowanych przez kreatorów rządów dusz, z drugiej natomiast – delikatne i subtelne piękno naturalności.
Widzę tutaj pochwałę życia, która objawia się także w pastelowej i jasnej kolorystyce przedstawień oraz mrok zakłamania, niewiedzy, chciwej zachłanności, a także pospolitego niechciejstwa zaangażowania umysłu. Wysiłek pomyślunku wymaga bowiem pewnej odwagi własnych przemyśleń i akceptacji swoich oraz cudzych ułomności. Trzeba chcieć wybrać się w drogę aktywnego poznania…
W „Ogrodzie” drobne, efemeryczne, cielesne ludziki są wrysowane w krajobraz symbiozy wszelkich stworzeń w wyobrażonym „raju”. Czuć tutaj namacalnie spokój, gęsty od sprośnych wyobrażeń, a jednocześnie tak bardzo naturalny i dziewiczy. Czuć tęsknotę za łaskawością prostoty, bez zbędnych wydumanych obciążeń i naleciałości obwarowań kulturowych.
W opozycji do świadomego i nieskażonego piękna stoją u artysty obrzydliwe kreatury i na pół ludzkie maszkarony z piekła rodem. Niepokojące roje przedziwnych stworów dręczą i niepokoją nie tylko nędzników, którzy ośmielają się łamać zasady samozwańczych prawodawców, ale także wrzynają się dotkliwie w umysł oglądających dzieła artysty.
Wyraźny obraz buntu przeciw terrorowi krwawych wojen oraz absurdalnych i tragicznych prześladowań czarownic w imię religijnej inkwizycji, odbija się w mrocznych wizjach malarza a także w świadomych przedstawieniach, umiejscowionych na płótnach. Czasoprzestrzeń, w której uczestniczył Bosch jest przesycona brutalną groteską. Na jego oczach rozgrywała się tragikomedia dziejowa, gdzie niezrozumianymi prawami człowieczymi, tłum jednostek podporządkowuje się dominującej farsie.
Obrzydliwymi kreaturami są również twarze okalające Chrystusa niosącego krzyż w jednym z ostatnich obrazów H. Boscha, pod takim właśnie tytułem. Mogą one mieć kilka znaczeń. Ich brzydota może symbolizować naturalne „zło” do jakiego jest zdolny każdy człowiek… Może także mieć właśnie wydźwięk kulturowy, obnażający zakłamanie idealistycznych założeń dla bezpośredniego posłuszeństwa, dążącego do wyzysku ekonomicznego i psychicznego.
Łagodna twarz Chrystusa i Weroniki na tle wszelkiej maści brzydoty ludzkiej symbolizują dla mnie pokorę wobec siebie i świata, która to wypływa ze samoświadomości.
Fanatyzm, zakłamanie, terror, śmierć, przygnębienie… to główna tematyka tzw. czarnych obrazów, które namalował pod koniec swojego życia F. Goya wprost na ścianach swojego domu… na żywo, bez podkładu, należnego dla stosowanej techniki al fresco.
Myślę, że artysta, po prostu, musiał przekazać „tu i teraz” to co mu się kłębiło w głowie – całe zniechęcenie, boleść, brutalność i niesprawiedliwość życia… zniewolenie… odpowiedzialność za wydumane przewinienia… głupota… dziwaczne racje inkwizycji… bezmyślne przyzwolenie na tortury i zabijanie….
Do takich widzeń i uczuć skłoniła go zapewne bezpośrednio ciężka choroba, z której długo wychodził, jak i przeobrażenia społeczne, jakich był świadkiem w ciągu swojego życia. Dramatyzm historycznych wydarzeń, polityczna ideologia, religijno-moralne restrykcje… to wszystko jest ukazane i napiętnowane u malarza z wielką ekspresją i swobodą. I właśnie o to chodziło! Być może zbyt wygórowane przygotowania techniczne przeszkodziłyby w pokazaniu prawdy. Być może wtedy Goya zacząłby się zastanawiać, czy aby na pewno jego przekaz ma sens… Zwrócenie się bowiem przeciwko oficjalnemu nurtowi nienawiści rodziło zapewne kolejne zwątpienia.
Warto obejrzeć jego obrazy: Kanibale, Dom wariatów, Kolos, Pielgrzymka do źródła św. Izydora, Procesja biczowników, Trybunał inkwizycji, Wielki kozioł, Saturn. Warto spojrzeć na twarze ukazane na malowidłach. Rzadko widuje się w malarstwie tyle przerażenia, nienawiści, głupoty, upośledzenia umysłowego, otępienia i zobojętnienia…
Podobnie grafiki i rysunki artysty są wyrazem jego apokaliptycznych nastrojów. Jego cykle: „Kaprysy” i „Okropności wojny” ukazują chyba dokładnie wszystko to, co człowiek zatracił – całą prawdę istnienia i naturalność egzystencji. Ukazują także ogromne rozczarowanie istniejącą rzeczywistością, w której biorą udział przedstawiciele ludzkiego gatunku, dając wymiar ogólnej nędzy humanizmu i niewyobrażalnego zdziczenia. Natomiast żywiołowość, swoboda i ekspresja wykonania tych prac stanowi wspaniały dowód kunsztu i niepohamowanej energii ludzkiej.
Dziwnym trafem te potworne ludzkie i zwierzęce wyobrażenia są podobne do wizerunków H. Bosha. Imaginacje obu malarzy – choć odległe stylistycznie – uzupełniają się… gdy na przestrzeni kilku wieków pytają o to samo…
Jakże odmienne są te przedstawienia od wcześniejszych, lekkich i kolorowych obrazów artysty.
Choć był on zawsze bacznym obserwatorem i nie szczędził portretowanym modelom oraz scenom rodzajowym krytycznego pędzla, to jego sztuka wtedy jeszcze nie była przesiąknięta grozą, czy wręcz makabrą, tak, jak późniejsze dzieła. A w niektórych pracach ( szczególnie w portretach dziecięcych i kobiecych ) przekazał na płótnach swoje delikatne i łagodne spojrzenie wrażliwego człowieka.
– – –
Kultura, w którą wchodzimy i którą dziedziczymy, tworzy nas i zabija.
Kultura, wpisana w naszą cywilizację, wymaga od nas dążenia do doskonałości i jednocześnie jest skazą na naszym istnieniu. Wciąga nas w otchłań, nakładając kaganiec wątpliwie moralnych ekspozycji. Wymaga bezsensownego posłuszeństwa w drodze do własnych, jednostkowych wyobrażeń szczęścia i realizacji.
Dobrze jest zdawać sobie sprawę z tego faktu, aby czerpać autentyczną przyjemność z aktu tworzenia i „zabijania”. Dobrze jest znaleźć sobie odpowiednie miejsce do obserwacji w tym przeobrażonym świecie, aby móc zaprząc swoje jestestwo dla twórczej drogi poznania …i nie zwariować.